Eksperyment weekendowy – Ożywiam Linuxem laptopa z 2010 roku

Podczas robienia porządków w ręce wpadł mi stary laptop, z którego żona korzystała jeszcze w szkole średniej do nauki i muzyki. Laptop pracował domyślnie z systemem Windows 7 i pamiętam, że w chwili gdy go kupiła był to całkiem porządny sprzęt, na którym można było nawet odpalić Simsy. Niestety lata lecą i oprócz zestarzenia się komponentów doszło do wycofania wsparcia dla systemu, a co za tym idzie obecnie bardzo ciężko skorzystać z niego do pracy czy choćby korzystania z internetu. Tutaj na szczęście cały na biało wchodzi Linux, który dzięki specjalnie przygotowanym dystrybucjom pomoże mi w reaktywowaniu sprzętu i przywróceniu go do sprawności.

Kilka słów o laptopie

Wracając pamięcią do czasów, w których laptop pracował na co dzień jako sprzęt do przejrzenia sieci, odpalania filmów na YouTube czy do pisania dokumentów mam wrażenie, że wymagaliśmy od sprzętu dużo mniej niż dzisiaj. Pamiętam, że to, że film chwilę się buforował przed odpaleniem czy program do prezentacji włączał się 30 sekund nikogo nie męczyło. Taki standard, po prostu tak było. Dzisiaj zacząłbym denerwować się po kilku minutach, że za wszystkim czekam… Mniejsza o to, wracając do samego laptopa – jest to wypuszczony na rynek w 2010 roku Samsung R519 napędzany dwurdzeniowym procesorem Pentium Dual-Core T4300 o taktowaniu 2.1 GHz, pamięcią RAM DDR3 o pojemności 2 GB i wyposażony w zintegrowaną kartę graficzną Mobile Intel 4 SE.

Oczywiście laptop posiada WiFi, Bluetooth oraz napęd CD/DVD, co jest ogromnym plusem. Największą wadą tego laptopa jest matryca typu gloss o stosunkowo niskiej jasności (oglądanie czegokolwiek w pełnym słońcu jest dosłownie niemożliwe). Laptop posiada wybitnie mały touchpad (7,5 cm x 4 cm) a lewy i prawy przycisk są pod spodem jako osobny element. Do tego klawiatura o dość wygodnym układzie do pisania, ale pozbawiona klawiatury numerycznej. Samą pracę z nim oceniłbym na dość wygodną, ale myszka to to niezbędne wyposażenie, bo przy tak małym touchpadzie ręka zaczyna się szybko męczyć.

Dystrybucje lightweight

System Linux pod kątem ożywiania starego sprzętu jest dosłownie niesamowity. Wiele dystrybucji zostało stworzonych stricte do działania na starym, często bardzo ograniczonym w zasoby sprzęcie. Po zrobieniu małego researchu wybrałem kilka dystrybucji, z których miałem wyłonić finalnego zwycięzcę weekendowego projektu. Wśród dystrybucji, które brałem pod uwagę były: Ubuntu Mate, Lubuntu, Mint Xfce, Bodhi, Sparky i Puppy. Po zapoznaniu się z każdym z nich wybór padł ostatecznie na Bodhi. System działa stabilnie już na sprzętach, które posiadają procesor o taktowaniu 1 GHz i 256 MB pamięci RAM. W tym przypadku będzie miał do dyspozycji jeszcze spory zapas zasobów, co powinno jeszcze bardziej upłynnić pracę.

Bodhi oparty jest o systemy Debian / Ubuntu, dzięki czemu praca z terminalem będzie dla mnie bardzo intuicyjna (te systemy znam najlepiej). Instalacja dodatkowego oprogramowania również powinna sprawiać najmniejsze kłopoty, jeśli w ogóle jakiekolwiek. Nie zostaje nic innego jak przełożenie w laptopie dysku na nowy (talerzowy, 5400 rpm, 2,5”) stworzenie USB instalacyjnego i zainstalowanie świeżego systemu. Dlaczego taki dysk? Tylko taki miałem pod ręką… Nie ukrywam jednak, że zrobiłem to trochę z premedytacją, bo chcę sprawdzić, jak z takim dyskiem poradzi sobie Bodhi.

Instalacja i konfiguracja

Instalacja systemu Bodhi jest bardzo prosta i można powiedzieć, że jest kopią instalatora znanego z Ubuntu 22.04. Nie ma w tym nic dziwnego, bo właśnie o tą wersję oparty jest używana przeze mnie wersja, czyli Bodhi 7.0.0. Całość kierowana jest przez czytelny kreator i wszystko można wyklikać czytając uważnie informacje przedstawione na ekranie. Największym zaskoczeniem było dla mnie to, że system bez problemu wykrył kartę sieciową WiFi i pozwolił na połączenie się z siecią.

Po kilku minutach pracy instalacja się zakończyła, nie było absolutnie żadnych problemów z działaniem i zakończeniem pracy instalatora. Po wyjęciu nośnika z gniazda USB uruchomiłem ponownie laptopa i system bez problemu wystartował. Muszę przyznać, że całość wygląda naprawdę dobrze!

Testy laptopa

Samo zainstalowanie systemu to jednak nie wszystko. Najważniejsze jest sprawdzenie jak laptop poradzi sobie z kilkoma zadaniami, do których laptopy są wykorzystywane najczęściej. Osobiście wybrałem sprawdzenie po kolei – sieć, multimedia, grafika i programowanie. Jako bonus sprawdzę też jak laptop poradzi sobie z grą (OpenArena).

Internet, poczta, YouTube

Ze względu na pracę z dyskiem HDD 5400 RPM laptop potrzebuje około 40 – 60 sekund, żeby uruchomić się i wszystko załadować. Po tym czasie staje się w pełni responsywny i przeglądarka uruchamia się w 8-10 sekund. Moim zdaniem to bardzo dobry wynik i pozwala to na komfortową pracę. Po włączeniu przeglądarki załadowanie dowolnej strony czy włączenie nowej karty działa natychmiastowo, nie ma czasu oczekiwania. Przeglądanie sieci jest bardzo wygodne i jedyne co może przeszkadzać to rozdzielczość ekranu – 720p na niektórych stronach sprawia, że treść jest wyświetlana jak na tabletach. Kwestia przyzwyczajenia.

Przeglądanie poczty nie sprawia żadnych kłopotów, wszystko działa w najlepszym porządku. Podobnie jest z platformą YouTube – filmy uruchamiają się bez problemu i przy rozdzielczości 720p przełączanie na pełny ekran a następnie powrót do okna jest natychmiastowe. Dopiero przy rozdzielczości 1080p laptop potrzebuje chwilę na przejście między widokami. Mimo wszystko uważam, że oglądanie filmów jest bardzo przyjemne i przede wszystkim cały proces odtwarzania działa bez żadnych problemów.

Multimedia (muzyka, filmy)

Do pracy z multimediami konieczne jest doinstalowanie odpowiedniego oprogramowania. W przypadku plików wideo zdecydowałem się na skorzystanie z VLC, natomiast do odtwarzania plików audio wybrałem Clementine. Obydwa programy są dostępne poprzez Bodhi App Store, dzięki czemu instalacja jest bardzo prosta. Samo odtwarzanie wideo (MP4, 720p) nie sprawiło laptopowi żadnych problemów. Obraz jest żywy i płynny, dźwięk w pełni trzyma synchronizację. Z muzyką również nie ma żadnych kłopotów. Clementine uruchamia się dość szybko i pozwala na bezproblemowe odtwarzanie plików MP3.

Grafika (zdjęcia, edycja)

Coś, co dość mocno mnie zdziwiło to to jak dobrze Bodhi radzi sobie z GIMP-em. Program uruchamia się bardzo szybko, pozwala na wszelką edycję plików graficznych a do tego eksport plików zajmuje praktycznie tyle samo czasu, co na moim komputerze stacjonarnym. Same zdjęcia natomiast (najpopularniejsze rozszerzenia) Bodhi otwiera poprzez wbudowaną przeglądarkę grafik. Działa to naprawdę bardzo przyjemnie i moim zdaniem niczego nie brakuje.

Programowanie (terminal, vscode)

Chociaż w Bodhi App Store nie ma vscode doinstalowałem program bezpośrednio z poziomu terminala. Środowisko uruchamia się bez problemu, wszystkie pliki wczytują się jak należy, kodowanie kolorami działa poprawnie i wszystko jest czytelne. Tempo pracy jest również zadowalające – nie zauważyłem w trakcie testów żadnych zwieszek ani nie musiałem za niczym czekać, żeby się załadowało.

Terminal Bodhi działa bardzo dobrze, chociaż troszeczkę kłuje mnie w oczy jego styl. Wygląda troszkę jakby zaprojektował go 15-letni fan lokalnego klubu piłkarskiego, którego marzeniem jest, aby klub znał cały świat. Zarówno tło jak i czcionka mocno kojarzą mi się z motywami dostępnymi na telefonach Sony Ericsson z serii K. Oczywiście jest to tylko wygląd, który jest kwestią gustu. Samo działanie nie sprawia żadnych kłopotóœ, wszystko działa jak należy.

Gry (OpenArena)

Na koniec zahaczam jedynie o temat gier, bo był to punkt, w którym laptop się poddał… Zainstalowałem grę OpenArena i sama konfiguracja czy praca w menu działają wybornie (w tym także zmiana rozdzielczości, co na przykład na moim głównym PeCecie sprawia masę kłopotów), ale po odpaleniu gry mam do dyspozycji rozgrywkę w zawrotnych 10-15 FPS. O ile w przypadku strategii czy gier logicznych w niczym by to nie przeszkadzało, tak w szybkiej strzelance jest nie do zaakceptowania. Być może jest szansa na zjechanie jeszcze trochę z ustawieniami i wyciągnięcie paru klatek więcej, ale na obecną chwilę po prostu odpuszczam granie na tym sprzęcie – posłuży jako awaryjna maszynka do kodzenia.

Podsumowanie

Ogólnie rzecz biorąc jestem bardzo zadowolony z tego jak responsywny i “używalny” stał się ten naprawdę leciwy sprzęt. W przypadku awarii głównego komputera mogę bez problemu odpalić starego Samsunga i sprawdzić pocztę, obejrzeć YouTube, odpalić w tle muzykę i spokojnie sobie pokodzić. Moim zdaniem to świetny sposób na danie drugiego życia staremu sprzętowi, który w innym przypadku wylądowałby po prostu na wysypisku wśród elektrośmieci, bo pod kontrolą Windows 7 nie można było zrobić już praktycznie nic bez czekania 10-15 minut, aż coś się łaskawie wczyta. Zachęcam do wypróbowania Bodhi’ego we własnym zakresie, bo jest naprawdę przyjemny w użytkowaniu. Jeśli masz w domu starszy sprzęt, może się okazać, że jeszcze z nim trochę popracujesz!

2 Comments

  1. Fajny test 🙂 Myślę, że największy problem laptopa to niewielka ilość pamięci ram oraz stary dysk hdd.
    Gdyby zwiększyć pamięć do 4-8 gb, wymienić dysk na sdd to spokojnie ruszyłby Mint z Mate.
    Ubuntu na żadnym środowisku graficznym nie polecam bo potrafi przymulić nawet na nowszym sprzęcie.

    1. Obecnie jestem bardzo zadowolony z Bodhi’ego – bez problemy ogarniam pocztę, internet, skrypty bash i kilka innych rzeczy. W razie rozładowania głównego laptopa fajna alternatywa 🙂 Kto wie, może dołożę kiedyś trochę RAM-u, wymienię dysk na SSD i przetestuję inne systemy. Z tego co czytałem Endeavour powinien śmigać całkiem dobrze i powinien zaoferować jeszcze więcej niż Bodhi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *